Tadziu urodził się 19 lipca 1954 r.
w Strzelnie w rodzinie inteligenckiej Ignacego i Ireny z domu Woźna
Przybylskich. Na świat przyszedł po Michale, Antonim, Wojciechu i po mnie jako
piąty syn. Po czasie miał jeszcze młodsze rodzeństwo, Grzegorza i Annę. Jako,
że rodzice z utęsknieniem czekali na córeczkę, mama Tadzia próbowała upodobnić na dziewczynkę. Pamiętam, że miał jasne, długie blond włosy i czesany był na
córeczkę, z kitkami, kokiem i wplecionymi wstążeczkami. Z upływem czasu nie
dało się tego stylu utrzymać, gdyż Tadziu okazał się żywym i niezwykle
energicznym chłopcem, a kiedy po dwóch latach na świat przyszedł Grzesiu mama ustąpiła
i zaprzestała żeńskich eksperymentów na starszym. Przyszedł fryzjer pan Boesche
i obciął Tadzia na pałę, pozostawiając mu jeno grzywkę.
Przed blisko sześcioma laty, kiedy ciężko zachorował napisałem kilka anegdot z Jego życia. Są one na blogu,
zatem można do nich sięgnąć, zatem ten okres pominę w opowieści wspomnieniowej. Przypomnę
jedynie ten fragment, który niewątpliwie miał później ogromny wpływ na Jego
dorosłe życie. Otóż począwszy od Antoniego po Grzesia wszyscy byliśmy
ministrantami i wiarę Chrystusową wyznawaliśmy przykładnie, a Tadziu został
pierwszym w naszej rodzinie, który przyjął tzw. wczesną Pierwszą Komunię
Świętą. Pamiętam ten dzień i otrzymaną przez niego pamiątkę komunijną i śliczne
dziecięce ubranka. Pamięć ta została później utrwalona przez opowiadania mojej
pierwszej małżonki Marysi, która wówczas razem z Tadziem przyjęła wczesną
Pierwszą Komunię Świętą. Zawsze, gdy się spotykaliśmy, Marysia zagadywała
Tadzia – a pamiętasz naszą Komunię?
Od lat dziecięcych wszyscy bracia
upodobali sobie las, który niezależnie od pory roku był naszym przysłowiowym
drugim domem. Każdą wolną chwilę spędzaliśmy w naszych ukochanych Lasach
Miradzkich. Jezioro Łąkie służyło nam w upalne letnie dni, zaś las wypełniał
pozostałe luki kalendarzowe. W nim wiosną, latem, jesienią i zimą bawiliśmy się
w wymyślne zabawy harcersko-traperskie, a przy okazji chłonęliśmy książki
przyrodnicze i przygodowe, czerpiąc szczególnie z tych ostatnich źródła naszych
inspiracji do życia w przygodzie. Ta pasja towarzysząc nam wszystkim pozostała do
dzisiaj. Antoni z Tadziem związali swoje życie zawodowe z lasami, Michał
poluje, Wojtek z Grzesiem są wytrawnymi grzybiarzami i zwolennikami rekreacji w
leśnych ostępach, zaś ja piszę artykuły oraz książki o lasach i łowiectwie.
Pamiętam, że jednego roku, jako
kawalerowie wybraliśmy się z Tadziem nad jezioro w Łakiem. Tadziu dla rozrywki
zabrał ze sobą oryginalny przedwojenny gramofon z wielką tubą, nakręcany kolbką,
z zestawem oryginalnych starych płyt. Rozłożył go na pomoście, nakręcił, załadował płytę i hajda! Przepiękne, stare, romantyczne piosenki oraz arie
operowe zagłuszyły radia tranzystorowe plażowiczów, a muzyka niosła się po
wodzie na drugi brzeg, aż do wsi. O dziwo nikt nie wydarł się na nas, wręcz
przeciwnie, wielu z ciekawości podeszło do nas i podziwiało stare, muzealne
urządzenie, zaś dziewczyny... po prostu, zaczęły z nami się umawiać na
indywidualne słuchanie płyt:
- Ja mam po babci stare płyty i jeszcze
nigdy ich nie słuchałam, może umówimy się na przesłuchanie - zwróciła się do
nas miła blondynka. A my na to jak na lato...
Tadziu miał bardzo wielu kolegów,
że nie wspomnę o koleżankach. Wszyscy go lubili, wręcz darzyli przyjaźnią. Zresztą,
co ja tu piszę, Tadziu był tak pogodny, że nie mogło być inaczej. Po ukończeniu
szkoły podstawowej rozpoczął naukę w Zespole Szkół Zawodowych w Strzelnie. Po
trzech latach zdobył zawód i rozpoczął pracę w strzeleńskim FATO. Tam zawiązał
wiele kolejnych przyjaźni i to z osobami starszymi od siebie - po prostu, dał
się lubić. Wkrótce zapoznał swoją
przyszłą żonę Ulkę. Pierwsze spotkanie przerodziło się w szybkim tempie
w wielką miłość, która zaowocowała małżeństwem. Dobrze pamiętam ich wesele,
gdyż byłem gospodarzem alkoholu i przez całą noc byłem trzeźwy jak ryba. To
wówczas babcia Ulki podarowała mi dużą drewnianą rzeźbą Chrystusa
Ukrzyżowanego, która od tamtego wydarzenia, a było to w 1978 r. towarzyszy mi
do dzisiaj.
Z wnukami - Frankiem i Filipem. |
Młodzi zamieszkali w Strzelnie przy
Rynku 7. Mieli niewielkie, ale przytulne mieszkano na piętrze - pokój z
kuchnią. Tadziu miał bardzo dobre wyniki zawodowe, dlatego z myślą o poszerzeniu
swoich możliwości kwalifikacyjnych zrobił kurs specjalistyczny i został
mistrzem kowalskim. Wkrótce otrzymał propozycję od Antoniego, ówczesnego
wicedyrektora Lasów Państwowych w Pile, by przenieść się wraz z rodziną do
Jastrowia. Tam było duże nadleśnictwo, w którym potrzebowano fachowca
wielofunkcyjnego w zawodach, które właśnie posiadał Tadziu. Skusiło go piękne
mieszkanie dobrze zapowiadające się perspektywy i stabilizacja. Nowa praca,
otoczenie sprawiły, ze Tadziu podjął dalszą naukę i zdobył tytuł technika. W
Nadleśnictwie Jastrowie piastował stanowisko magazyniera, zatem bardzo
odpowiedzialne, do tego nauczył się preparować poroża, stając się bardzo
pomocnym, szczególne dla myśliwych dewizowych. Rodzina szczęśliwie mu się
rozwijała, miał trzy córki, które bardzo kochał, małżonka również pogłębiła
swoje kwalifikacje i była przedszkolanką.
Byli bardzo religijni, niemalże co roku w
pierwszą niedzielę lipca przyjeżdżali na odpust do Sanktuarium w Markowicach,
do Królowej Miłości i Pokoju Pani Kujaw. Przy okazji odwiedzali rodzinę w
Niemojewku, Kruszy Podlotowej i Strzelnie. Zaś my bracia robiliśmy do Tadzia i
Ulki wypady na grzybobranie, przywożąc stamtąd kosze podgrzybków i prawdziwków.
Po wielokrotnym złamaniu ręki w dzieciństwie, dopadła go kolejna choroba pękł
mu tętniak w głowie... Został uratowany, Bóg pozwolił mu jeszcze przez wiele
lat dopełniać obowiązków rodzicielskich i kochającego małżonka. Przed sześcioma
laty kolejna choroba - rak. Bohatersko, wspierany przez Ulkę walczył z chorobą nie poddając
się jej skutkom. Cierpiał, mimo to nie pozbył się uśmiechu, humoru i radości,
żył godnie.
Oboje małżonkowie zaangażowali się w Ruch Szensztacki - ruch katolicki o
charakterze Maryjnym, pedagogicznym i apostolskim. W Maryi zaczęli szukać wzoru
i pomocy do dojrzałego przeżywania swojej wiary i dawania o niej świadectwa w
świecie. Wszystkich członków Ruchu jednoczy przymierze miłości z Maryją,
rozumiane jako pogłębienie życia w wierności przyrzeczeniom chrztu świętego. Z
czasem Tadziu dojrzał do tego by zostać nadzwyczajnym szafarzem Komunii Świętej.
Był gorliwym czcicielem Matki Chrystusowej i to Ją widział i do niej się
uśmiechał, trzymany z rękę przez Ulkę, w godzinie swego odejścia do Domu Pana -
15:05 w piątek 23 marca 2018 r., w Godzinie Miłosierdzia, w tej samej chwili, w
której konał nasz Pan Jezus Chrystus.
Wtorek 20 marca 2018 r. w mieszkaniu Tadzia w Jastrowiu. Od lewej: Wojtek, Michał, Tadziu, Antoni, ja, kuca Grzesiu. |
We wtorek na trzy dni przed Jego
odejściem stawiliśmy się u Niego, w Jego domu - wszyscy bracia. Miesiąc
wcześniej była u Niego nasza siostra Hania. Wiedzieliśmy, ze jest bardzo źle,
że bardzo cierpi... Ale on tego nie okazywał, nie skarżył się, ucieszył się
naszym widokiem, zaczęliśmy wspominać nasze wspólnie przeżyte lata... Uśmiechał
się, dwa dni wcześniej urodziła się mu wnuczka Stefcia, daliśmy mu chwilę, na
którą czekał. Po naszym wyjeździe poprosił Pana, by przyjął go do Domu Swego...
We wtorek 27 marca o godz. 13:00
mury świątyni parafialnej p.w. św. Michała Archanioła w Jastrowiu wypełniły się
wiernymi: rodziną, przyjaciółmi, sąsiadami i znajomymi. Przyjaciele z Rodziny
Szensztackiej u stóp trumny ze zmarłym Bratem zaintonowali modlitwy i pieśni,
poświęcając je zmarłemu. Siedzieliśmy z Lidzią i synem Marcinem za najbliższymi
Tadzia, obok nas siostry zakonne i w pierwszych rzędach liczna rodzina -
rzewnie się modliliśmy. O 14:00 rozpoczęła się Msza św. Przy ołtarzu stanęło
sześciu kapłanów. Ksiądz proboszcz przepięknie opowiedział o Tadziu. Z jego
słów dowiedzieliśmy się o pięknym dziele życia naszego brata...
Kiedy u mogiły żegnałem Brata w
imieniu rodziny, powiedziałem: - Tadziu! To nic, dziękujemy Ci za wspólnie
przeżyte lata. Zobacz, tam u góry w jasnym rozsłonecznionym niebie widzimy
otwarte drzwi Domu Pana, a w nich, czekają na Ciebie uśmiechnięci nasi rodzice...
Czekaj na nas, i my do Was również dołączymy... Żegnali Go również przyjaciele
z Rodziny Szensztackiej...
Pokój Twojej Duszy
ps. Tadziu nie był pozbawiony trosk w swoim 63-letnim żywocie. Nigdy się nie poddawał. Przyśnił mi się mówiąc: - Zacząłeś kiedyś o mnie pisać, dokończ zatem tę opowieść...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz