czwartek, 29 marca 2018

Tadziu - wspomnienie



Tadziu urodził się 19 lipca 1954 r. w Strzelnie w rodzinie inteligenckiej Ignacego i Ireny z domu Woźna Przybylskich. Na świat przyszedł po Michale, Antonim, Wojciechu i po mnie jako piąty syn. Po czasie miał jeszcze młodsze rodzeństwo, Grzegorza i Annę. Jako, że rodzice z utęsknieniem czekali na córeczkę, mama Tadzia próbowała upodobnić na dziewczynkę. Pamiętam, że miał jasne, długie blond włosy i czesany był na córeczkę, z kitkami, kokiem i wplecionymi wstążeczkami. Z upływem czasu nie dało się tego stylu utrzymać, gdyż Tadziu okazał się żywym i niezwykle energicznym chłopcem, a kiedy po dwóch latach na świat przyszedł Grzesiu mama ustąpiła i zaprzestała żeńskich eksperymentów na starszym. Przyszedł fryzjer pan Boesche i obciął Tadzia na pałę, pozostawiając mu jeno grzywkę.

Przed blisko sześcioma laty, kiedy ciężko zachorował napisałem kilka anegdot z Jego życia. Są one na blogu, zatem można do nich sięgnąć, zatem ten okres pominę w opowieści wspomnieniowej. Przypomnę jedynie ten fragment, który niewątpliwie miał później ogromny wpływ na Jego dorosłe życie. Otóż począwszy od Antoniego po Grzesia wszyscy byliśmy ministrantami i wiarę Chrystusową wyznawaliśmy przykładnie, a Tadziu został pierwszym w naszej rodzinie, który przyjął tzw. wczesną Pierwszą Komunię Świętą. Pamiętam ten dzień i otrzymaną przez niego pamiątkę komunijną i śliczne dziecięce ubranka. Pamięć ta została później utrwalona przez opowiadania mojej pierwszej małżonki Marysi, która wówczas razem z Tadziem przyjęła wczesną Pierwszą Komunię Świętą. Zawsze, gdy się spotykaliśmy, Marysia zagadywała Tadzia – a pamiętasz naszą Komunię?


Od lat dziecięcych wszyscy bracia upodobali sobie las, który niezależnie od pory roku był naszym przysłowiowym drugim domem. Każdą wolną chwilę spędzaliśmy w naszych ukochanych Lasach Miradzkich. Jezioro Łąkie służyło nam w upalne letnie dni, zaś las wypełniał pozostałe luki kalendarzowe. W nim wiosną, latem, jesienią i zimą bawiliśmy się w wymyślne zabawy harcersko-traperskie, a przy okazji chłonęliśmy książki przyrodnicze i przygodowe, czerpiąc szczególnie z tych ostatnich źródła naszych inspiracji do życia w przygodzie. Ta pasja towarzysząc nam wszystkim pozostała do dzisiaj. Antoni z Tadziem związali swoje życie zawodowe z lasami, Michał poluje, Wojtek z Grzesiem są wytrawnymi grzybiarzami i zwolennikami rekreacji w leśnych ostępach, zaś ja piszę artykuły oraz książki o lasach i łowiectwie.


Pamiętam, że jednego roku, jako kawalerowie wybraliśmy się z Tadziem nad jezioro w Łakiem. Tadziu dla rozrywki zabrał ze sobą oryginalny przedwojenny gramofon z wielką tubą, nakręcany kolbką, z zestawem oryginalnych starych płyt. Rozłożył go na pomoście, nakręcił, załadował płytę i hajda! Przepiękne, stare, romantyczne piosenki oraz arie operowe zagłuszyły radia tranzystorowe plażowiczów, a muzyka niosła się po wodzie na drugi brzeg, aż do wsi. O dziwo nikt nie wydarł się na nas, wręcz przeciwnie, wielu z ciekawości podeszło do nas i podziwiało stare, muzealne urządzenie, zaś dziewczyny... po prostu, zaczęły z nami się umawiać na indywidualne słuchanie płyt:
- Ja mam po babci stare płyty i jeszcze nigdy ich nie słuchałam, może umówimy się na przesłuchanie - zwróciła się do nas miła blondynka. A my na to jak na lato...

Tadziu miał bardzo wielu kolegów, że nie wspomnę o koleżankach. Wszyscy go lubili, wręcz darzyli przyjaźnią. Zresztą, co ja tu piszę, Tadziu był tak pogodny, że nie mogło być inaczej. Po ukończeniu szkoły podstawowej rozpoczął naukę w Zespole Szkół Zawodowych w Strzelnie. Po trzech latach zdobył zawód i rozpoczął pracę w strzeleńskim FATO. Tam zawiązał wiele kolejnych przyjaźni i to z osobami starszymi od siebie - po prostu, dał się lubić. Wkrótce zapoznał swoją przyszłą żonę Ulkę. Pierwsze spotkanie przerodziło się w szybkim tempie w wielką miłość, która zaowocowała małżeństwem. Dobrze pamiętam ich wesele, gdyż byłem gospodarzem alkoholu i przez całą noc byłem trzeźwy jak ryba. To wówczas babcia Ulki podarowała mi dużą drewnianą rzeźbą Chrystusa Ukrzyżowanego, która od tamtego wydarzenia, a było to w 1978 r. towarzyszy mi do dzisiaj.

Z wnukami - Frankiem i Filipem.
Młodzi zamieszkali w Strzelnie przy Rynku 7. Mieli niewielkie, ale przytulne mieszkano na piętrze - pokój z kuchnią. Tadziu miał bardzo dobre wyniki zawodowe, dlatego z myślą o poszerzeniu swoich możliwości kwalifikacyjnych zrobił kurs specjalistyczny i został mistrzem kowalskim. Wkrótce otrzymał propozycję od Antoniego, ówczesnego wicedyrektora Lasów Państwowych w Pile, by przenieść się wraz z rodziną do Jastrowia. Tam było duże nadleśnictwo, w którym potrzebowano fachowca wielofunkcyjnego w zawodach, które właśnie posiadał Tadziu. Skusiło go piękne mieszkanie dobrze zapowiadające się perspektywy i stabilizacja. Nowa praca, otoczenie sprawiły, ze Tadziu podjął dalszą naukę i zdobył tytuł technika. W Nadleśnictwie Jastrowie piastował stanowisko magazyniera, zatem bardzo odpowiedzialne, do tego nauczył się preparować poroża, stając się bardzo pomocnym, szczególne dla myśliwych dewizowych. Rodzina szczęśliwie mu się rozwijała, miał trzy córki, które bardzo kochał, małżonka również pogłębiła swoje kwalifikacje i była przedszkolanką.


Byli bardzo religijni, niemalże co roku w pierwszą niedzielę lipca przyjeżdżali na odpust do Sanktuarium w Markowicach, do Królowej Miłości i Pokoju Pani Kujaw. Przy okazji odwiedzali rodzinę w Niemojewku, Kruszy Podlotowej i Strzelnie. Zaś my bracia robiliśmy do Tadzia i Ulki wypady na grzybobranie, przywożąc stamtąd kosze podgrzybków i prawdziwków.

Po wielokrotnym złamaniu ręki w dzieciństwie, dopadła go kolejna choroba pękł mu tętniak w głowie... Został uratowany, Bóg pozwolił mu jeszcze przez wiele lat dopełniać obowiązków rodzicielskich i kochającego małżonka. Przed sześcioma laty kolejna choroba - rak. Bohatersko, wspierany przez Ulkę walczył z chorobą nie poddając się jej skutkom. Cierpiał, mimo to nie pozbył się uśmiechu, humoru i radości, żył godnie.

Oboje małżonkowie zaangażowali się w Ruch Szensztacki - ruch katolicki o charakterze Maryjnym, pedagogicznym i apostolskim. W Maryi zaczęli szukać wzoru i pomocy do dojrzałego przeżywania swojej wiary i dawania o niej świadectwa w świecie. Wszystkich członków Ruchu jednoczy przymierze miłości z Maryją, rozumiane jako pogłębienie życia w wierności przyrzeczeniom chrztu świętego. Z czasem Tadziu dojrzał do tego by zostać nadzwyczajnym szafarzem Komunii Świętej. Był gorliwym czcicielem Matki Chrystusowej i to Ją widział i do niej się uśmiechał, trzymany z rękę przez Ulkę, w godzinie swego odejścia do Domu Pana - 15:05 w piątek 23 marca 2018 r., w Godzinie Miłosierdzia, w tej samej chwili, w której konał nasz Pan Jezus Chrystus.

Wtorek 20 marca 2018 r. w mieszkaniu Tadzia w Jastrowiu. Od lewej: Wojtek, Michał, Tadziu, Antoni, ja,
kuca Grzesiu.
We wtorek na trzy dni przed Jego odejściem stawiliśmy się u Niego, w Jego domu - wszyscy bracia. Miesiąc wcześniej była u Niego nasza siostra Hania. Wiedzieliśmy, ze jest bardzo źle, że bardzo cierpi... Ale on tego nie okazywał, nie skarżył się, ucieszył się naszym widokiem, zaczęliśmy wspominać nasze wspólnie przeżyte lata... Uśmiechał się, dwa dni wcześniej urodziła się mu wnuczka Stefcia, daliśmy mu chwilę, na którą czekał. Po naszym wyjeździe poprosił Pana, by przyjął go do Domu Swego...

We wtorek 27 marca o godz. 13:00 mury świątyni parafialnej p.w. św. Michała Archanioła w Jastrowiu wypełniły się wiernymi: rodziną, przyjaciółmi, sąsiadami i znajomymi. Przyjaciele z Rodziny Szensztackiej u stóp trumny ze zmarłym Bratem zaintonowali modlitwy i pieśni, poświęcając je zmarłemu. Siedzieliśmy z Lidzią i synem Marcinem za najbliższymi Tadzia, obok nas siostry zakonne i w pierwszych rzędach liczna rodzina - rzewnie się modliliśmy. O 14:00 rozpoczęła się Msza św. Przy ołtarzu stanęło sześciu kapłanów. Ksiądz proboszcz przepięknie opowiedział o Tadziu. Z jego słów dowiedzieliśmy się o pięknym dziele życia naszego brata...

Kiedy u mogiły żegnałem Brata w imieniu rodziny, powiedziałem: - Tadziu! To nic, dziękujemy Ci za wspólnie przeżyte lata. Zobacz, tam u góry w jasnym rozsłonecznionym niebie widzimy otwarte drzwi Domu Pana, a w nich, czekają na Ciebie uśmiechnięci nasi rodzice... Czekaj na nas, i my do Was również dołączymy... Żegnali Go również przyjaciele z Rodziny Szensztackiej...

Pokój Twojej Duszy

ps. Tadziu nie był pozbawiony trosk w swoim 63-letnim żywocie. Nigdy się nie poddawał. Przyśnił mi się mówiąc: - Zacząłeś kiedyś o mnie pisać, dokończ zatem tę opowieść...

sobota, 24 marca 2018

Zmarł nasz Brat Tadeusz Przybylski (1954-2018)


Pogrzeb śp. Tadeusza Przybylskiego odbędzie się 27 marca 2018 r. w Jastrowiu. Msza Święta o godz. 14:00 w kościele parafialnym p.w. Świętego Michała Archanioła przy ul. Kościelnej, po której ceremonia pogrzebowa na Cmentarzu Komunalnym w Jastrowiu przy ul. Cmentarnej.


We wtorek byliśmy wszyscy bracia u Tadzia, wcześniej była u Niego nasza siostra Hania. Wiedzieliśmy, że jest ciężko, że choroba Go niszczy. Walczył z nią 6 lat. Zmarł wczoraj, w piątek 23 marca 2018 r. w domu rodzinnym w Jastrowiu. Wieczny odpoczynek racz Mu dać Panie...

Nakłoń, Panie, ucho ku prośbom pokornie przez nas zanoszonym do Twego miłosierdzia i umieść w krainie pokoju i światłości duszę Twojego sługi Tadeusza, której kazałeś odejść z tego świata, oraz włącz ją do społeczności Twoich Świętych.

Spraw, prosimy Cię, Panie, aby ta modlitwa wyjednała zbawienie duszy Twojego sługi Tadeusza, za którym pokornie błagamy.

Prosimy Cię, Panie, uwolnij od więzów grzechu duszę Twojego sługi Tadeusza, aby wskrzeszony żył w chwale zmartwychwstania wśród Twoich świętych i wybranych.

Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.


W naszej pamięci pozostanie na zawsze... 












czwartek, 22 marca 2018

Odzew po latach...

To ja, Marian Przybylski podczas prelekcji w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Strzelnie. Temat: Strzelnianie odznaczeni Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym.

Grubo ponad trzy lata temu dokonałem ostatniego wpisu, a to może świadczyć, że zaniedbałem stronę rodzinną, o której miałem pisać na tymże blogu. Wszystko przez to, że pochłania mnie prowadzenie bloga o naszym mieście Strzelnie, pisanie książek, z których wydanych drukiem zostało już 17 oraz pisanie artykułów prasowych i na portale internetowe. Ale co najważniejsze, to od ponad pięciu miesięcy jestem na emeryturze; i co, i nic, piszę dalej... i czasu tak właściwie już nie brakuje. Staram się nim gospodarzyć, by starczało go na wszystko.

W międzyczasie, czyli od mojego ostatniego pisania zaszło nieco zmian w rodzinie. U nas powiększyła się o dwie osoby. Marcin Junior Lewicki ożenił się i pół roku temu na świat przyszedł ich synek, a nasz wnuczek, Ignacy Waldemar Lewicki. Iguś jest tak uroczy i to pod każdym względem, iż stanowi swoisty balsam na poprawianie naszego samopoczucia. Chwilowo przemieszkują młodzi w Strzelnie i są drugą nogą w Bydgoszczy, gdzie Teresa, żona Marcina przygotowuje się do przyszłego realizowania się w swoim zawodzie.

We wrześniu 2016 r. zmarła bratowa Maria, żona Wojciecha. Jej śmierć była dla nas ogromnym zaskoczeniem. Spokój jej duszy, jak i wszystkich zmarłych z naszych rodzin jest ciągle wymadlany. W bardzo złym stanie jest nasz brat Tadziu (rocznik 1954). Już 6 lat walczy z chorobą, która ostatnio się spotęgowała. Byliśmy go wszyscy bracia odwiedzić - we wtorek, a dwa dni przed naszym przyjazdem urodziła mu się wnusia.

Barwy naszego życia niczym nie różnią się od innych rodzin. Są piękne o pełnej palecie barw, jak i pisane losem ludzkiego bytu. Najważniejsze, że nie żałujemy dni minionych, jeno je dobrze wspominamy i cieszymy się przeżytymi latami. Chciałbym częściej pisać o rodzinie, bo warto. Nasza historia zasługuje na jej utrwalenie, na przekazanie dziejów przodków młodym pokoleniom, by pamiętali i o nas, kiedy nas zabraknie...

By nie zapeszać nie podam o czym będzie kolejna opowieść, kolejne wspomnienie. Postaram się by było to jak najszybciej.